Przepraszam Was za chwilową przerwę. Siła wyższa :/
No i się doczekałem. Pod koniec czerwca w końcu pojawiły się doskonałe warunki do bardzo silnych nocnych burz. Cały dzień było niemiłosiernie duszno. Powiem Wam, że pomimo temperatury powietrza w okolicach 33st. Celcjusza zapamiętam ten dzień jako chyba najgorętszy jaki pamiętam w Polsce za mojego pobytu na tym świecie.
Od rana chodziłem i rozpowiadałem wśród pracowników i rodziny, że w nocy będzie mega burza. Oczywiście reakcje znajomych patrzących w błękitne niebo były jednoznaczne ;)
No i zaczęło się wszystko około 18. Po zachodniej stronie Lublina zrobił się istny kocioł. Burzę poprzedzała przepiękna chmura szelfowa (jest to bardzo niska chmura poprzedzająca silne burze - przez niewtajemniczonych często nazywana tornadem, gdyż wygląda groźnie i w momencie jej przechodzenia burza generuje silny podmuch wiatru).
Po przejściu chmury szelfowej nad Lublinem rozpętało się piekło. Pioruny biły z taką częstotliwością, że nibo było wręcz jasne do godziny około 22. Niestety nie byłem w stanie wyjechać na fotograficzne łowy gdyż burzy towarzyszył nawalny wręcz opad deszczu.
Pierwsza burza uspokoiła się ok 22 i wtedy postanowiłem wyjechać na kolejna przygodę.
Zawsze przy sobie mam dostęp do aktualnych skanów radarowych dzięki czemu jestem bezpieczniejszy i mam większą wiedzę na temat lokalizacji i kierunku nadchodzącej burzy. Rzut oka na radar i wiedziałem, że muszę wyjechać na punkt widokowy, gdzie będę miał widok na południowy zachód miasta. Z tego kierunku szła kolejna nawałnica.
I tak stanąłem pod słupami wysokiego napięcia ;) Co nie było zbyt mądre, ale już samo wyjeżdżanie na pole w burze nie jest zbyt mądre ;)
Warunki do fotografowania burzy były niebezpieczne, gdyż całe województwo lubelskie przykryte było jedną wielką chmurą burzową. W takich warunkach ciężko jest przewidzieć gdzie uderzy zabłąkany piorun.
Postanowiłem schować się do samochodu, bo pioruny biły już na prawdę blisko (do tej pory zastanawiam się, czy te słupy wysokiego napięcia chroniły mnie, czy raczej powodowały niebezpieczeństwo).
Postanowiłem zmienić miejsce na takie bliżej zabudowań z widokiem na południe.
Niestety burza przechodząca na południe od miasta generowała nawalny opad deszczy przez co fotografie są rozmazane, za co przepraszam.
No i się doczekałem. Jeden z piorunów chmurowych (bezpiecznych dla człowieka na ziemi) postanowił niestety uderzyć w ziemię kilkaset metrów za moimi placami. Huk był tak wielki, że ludzie stojący na balkonach bloków za moimi plecami z piskiem pochowali się w domach. Ja również stwierdziłem, że było to ostrzeżenie od matki natury i zakończyłem moją burzową przygodę.
Teraz czekam na 6-7 lipca. Znów będzie ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz